*Demi's POV*
Pani Marie po półgodziny jazdy zatrzymała się niedaleko lasu przy małym drewnianym domku.Nie wyglądało to , jak miejsce do przetrzymywania wampirów,ale jednak,dla pewności,postanowiłam pójść za nią.Ostrożnie weszłam do domu dokładnie go oglądają.Wyglądał jak zwykły domek normalnej rodziny.Ściany każdego pomieszczenia były wyblakło-żółte,większości obite deskami.Nadawało to uroku.Tam, gdzie było widać ścianę powieszone były zdjęcia.Zdjęcia przedstawiające Selene i jej rodziców.Moją uwagę od przyglądania się wystrojowi przykuł dźwięk dobiegający z dołu.Zdziwiłam się, bo domek ma tylko parter.Postanowiłam,że przeszukam wszystkie pomieszczenia,to może znajdę zejście na dół i przy okazji Panią Gomez.Weszłam do mniejszego pokoju,rozejrzałam się dookoła i nie znalazłam ni podejrzanego,prócz tego,że podłoga była "otwarta"podeszłam bliżej i zobaczyłam zejście do piwnicy.Zeszłam po schodach i stanęłam przy metalowych drzwiach zza, których dobiegały głosy.
Były to głosy Sel i jej mamy.
*Selena's POV*
Leżałam bez ruchu i starałam się opanować emocje,które we mnie buzowały.
Byłam zrozpaczona i wściekła.
Głodna i przygnębiona.
No, więc, gdy próbowałam o tym wszystkim zapomnieć.Weszła moja mama.
Była cała zapłakana.Nigdy jej nie widziałam w takim stanie.Zawsze była uśmiechnięta.Ale co się dziwić,jej jedyna córka stała się potworem,którego nienawidzi.
-Mamo...c..co ty tu robisz?-Spytałam słabym głosem próbując powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu.
-Kochanie posłuchaj.Musisz stąd uciekać.Uwolnię cie, ale musisz mi obiecać, że stąd odejdziesz,dopóki my z ojcem nie wyjedziemy.Nie możesz się przy, nim pokazywać.Próbowałam go przekonać, ale się nie dało.-Mówiąc to rozpłakiwała się jeszcze bardziej.
-On mnie nienawidzi.A ty?Kochasz mnie jeszcze czy czujesz do mnie obrzydzenie?-Jedna samotna łza spłynęła mi po policzku.
-Nie mów tak.On cie kocha na pewno,tylko po prostu musi się z tym pogodzić.A ja,ja też cię kocham.Jest mi ciężko,dlatego chcę,żebyś odeszła,ale jak z ojcem wyjedziemy będziesz mogła wrócić.Może kiedyś się do tego przyzwyczaję i ojciec też.
Drzwi lekko się uchyliły.Myślałam,że to tata,,ale to była Demi.Na całe szczęście mam niczego nie słyszała,tylko próbowała mnie uwolnić.Demi była wyraźnie zdenerwowana,nie wiedziała co robić.Nagle rzuciła się na moja mamę i pozbawiła jej przytomności.
-Demi!co ty do cholery wyprawiasz?Ona była po mojej stronie!-Wrzasnęłam zdenerwowana.
-Zaufaj mi.Wiem co zrobimy.-Odpowiedziała dziewczyna i pomogła mi się uwolnić.Jak byłam już wolna sięgnęłam po worek z krwią.
-Co zamierzasz zrobić?
-Poczekamy,aż z organizmu twojej mamy wyparuje werbena i zahipnotyzujemy ją, by nic nie pamiętała.
-A co z ojcem?-To był dobry pomysł.Ale z ojcem nie sądzę, by było tak łatwo.
-Jakoś Go podejdziemy.
Podeszłam do niej i mocno się przytuliłam.Nie wiem , co bym bez niej zrobiła.
-Szybko,musimy ją przywiązać, zanim się obudzi.-Nakazała Dem.
Wzięłam mamę na ręce i położyłam na stole.Następnie przywiązałam ją.Podniosłam jej rękę i wgryzłam się w nią.Pozwoliłam krwi z jej nadgarstka spadać do wiaderka.Było to konieczne do oczyszczenia organizmu z werbeny.Po kilkunastu minutach kobieta się ocknęła.Była blada.Nie dziwie się,zeszło z niej już trochę krwi przez ten czas.
-Co sie tu dzieje?-Zapytała słabym głosem ocknąwszy się.
-Nic,wszystko będzie dobrze.-Podeszłam do niej i pogładziłam ją po policzku.
-Jak myślisz.Już?-Spojrzałam w kierunku Demi.
Potwierdzająco pokręciła głową.Wbiłam zęby w tym razem swój nadgarstek i podałam krew szatynce,by zagoiła jej się rana.
-Teraz skup się uważnie na moich słowach.Zapomnisz wszystko , co się stało w przeciągu 42 godzin.Będziesz pamiętać tylko to , że wróciłaś z ojcem z wyprawy.Przyszłaś tu tylko po to,bo czegoś zapomniałaś.Jak tata będzie coś mówił o tym,że wasza córka została wampirem,będziesz mu przytakiwać,ale zaraz o tym zapomnisz.-Gdy skończyłam mówić,otarłam łzę spływająca po moim policzku.
Podczas uwalniania kobiety usłyszałam jakby coś było na górze..
___________________________________________________
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału . ;/
CZYTASZ=KOMENTUJESZ